Spiesz się powoli

Bywają takie dni, kiedy siadam za kierownicą samochodu i zaczynam się zastanawiać: ilu mijających mnie kierowców jest właśnie pod wpływem alkoholu lub środków odurzających? Ilu jedzie bez prawa jazdy? Ilu szczęśliwie wróci dziś do domu? Jak wyglądałaby codzienność mojej rodziny, gdybym to ja nie wróciła?

Takie refleksje dopadają mnie, kiedy jadę niespiesznie wyludnionym, uśpionym miastem. I niczym bohaterka filmu „Moje życie beze mnie”, „planuję” i „wizualizuję” to, czego nigdy w życiu nie chciałabym doświadczyć.

Takie same refleksje dopadają mnie też czasem podczas spacerów. Chociaż… Z perspektywy pieszego patrzy się na kierowców trochę inaczej niż siedząc za kółkiem swojego auta…

Kilka dni temu kierowca samochodu terenowego spieszył się tak bardzo, że z fantazją skręcił z głównej ulicy w uliczkę pomniejszą. Zrobił to na tyle efektownie, że o mały włos nie wypadł z zakrętu i nie wyhamował na mnie i moim dziecku.

Nie było przeproś. Nie było poczekaj. Była soczysta wiązanka, puszczona przez mnie w pustkę. Nam podskoczyła adrenalina. Młody człowiek odjechał z miejsca zdarzenia, pozostawiając za sobą smród nadpalonych opon. Jedynym dowodem w sprawie po opisywanym zdarzeniu stały się czarne pręgi na asfalcie.

Facet się ewidentnie spieszył. My spacerowym krokiem wracaliśmy do domu. Jak wyglądałoby życie mojej rodziny, gdybyśmy nie wrócili z tego spaceru? Co by się stało, gdyby kierowca terenówki też nie dojechał tam, gdzie mu było tak spieszno?

Jak przez sen pamiętam mężczyznę, który jechał zimą szarym, wgniecionym mercedesem bez tablicy rejestracyjnej. Być może zgubił numery podczas jednego z wiraży na lodzie. Zanim wjechał na chodnik i uderzył w płot, oddzielający domostwo od drogi, kilka razy zakręcił pirueta wokół własnej osi. Po zderzeniu z płotem nie zrezygnował bynajmniej z podroży. Wycofał się z posesji i ruszył dalej przed siebie. A że oprócz wgniecionego prawego tylnego boku miał też teraz złożoną niczym akordeon maskę? Lewy bok i tył wciąż się prezentowały nienagannie…

Nie zdążyłam się przyjrzeć oponom tego mercedesa. Być może były letnie, być może łyse. Póki trzymały się felg, póty były dobre, a może nawet najlepsze z możliwych…

Czy kierujący mercedesem mężczyzna był trzeźwy, czy zmęczony? A może po prostu nie dostosował prędkości do panujących na drodze warunków?

Na szczęście zdążyłam zjechać na pobocze i zostawić mu wolną drogę.