Moja przyszywana Babcia

– O, moja przysywana wnucka sie znalazła! To kiedy mnie znowu odwiedzi? Zaprasam choćby jutro! Samochód ma? Ma. Prawo jazdy ma? Ma. To czego wiencej chcieć? Przecie ja nie mieszkam na końcu świata! Przyjedzie, herbata albo kawa wypijemy, ciasteczka zjemy, porozmawiamy. Jak w przyszywano rodzinie! –

Nie bede juz ciongnela na telefon. Zaprasam i do zobacenia! – mówiła za każdym razem, gdy do niej zadzwoniłam.

Gdy pojechałam do niej pierwszy raz, zobaczyłam drobną staruszkę z figlarnymi oczami, złotymi kolczykami kołyszącymi się w uszach i zaciętym wyrazem twarzy. Nie pasowały mi te usta do mojej przyszywanej Babci…

Właśnie kończyła 81 lat. Miała sporo chorób, 6 dzieci, 14 wnuków i 15 prawnucząt. Od 23 lat była wdową. W małżeństwie przeżyła 41 lat.

– Nie razem sie człowiek rodzi, nie razem umiera. Ale razem zawsze troche lżej. A dzieci to największy majątek – mówiła z przekonaniem.

– Żona czasem musi dogonić menża. Podpowiedzieć mu: zróbmy to, cy tamto. Żeby nie siedział i nie pił, i nie palił – zdradziła swój przepis na szczęśliwe życie we dwoje.

Skończyła dwie klasy szkoły podstawowej. – Nawet uczciwie podpisać sie nie umiem. Kiedy wybuchła wojna, toć psecie dla mnie szkoła sie skońcyła – wyznaje z rozbrajającą szczerością.

– Rodzice byli alfabety, ale moje starse rodzeństwo 7 klas szkoły podstawowej pokońcyło. Kto widział w tamtych czasach takie zdolne dzieci?! – pyta i sama sobie odpowiada. – Jedna z sióstr miała zdolności krawieckie. Co ocy zobacyły, to zaraz rence zrobiły – nie kryje dumy staruszka, choć siostra zginęła, podobnie jak rodzice i  5 rodzeństwa staruszki, w czasie II wojny światowej. 

– Gdyby nie umarł mój starszy brat, na pewno by sie mno zaopiekował i nie zostałabym na wsi. A tak? Było jak było. Musiałam sie naucyć tak żyć, żeby wszytko grało.

I grało! Zaradnością i dzielnością moja przyszywana Babcia mogłaby obdzielić kilka osób. Oszczędna, gospodarna, skromna. Gdy opowiadała o sobie, szybko okazało się, że na uniwersytecie życia dostałaby dyplom z najwyższą oceną i wyróżnieniem. Mądrością życiową mogła zaimponować każdemu.

Niezwycajna byłam prosić, a teras o wsysko musze prosić… Dopiero co sobie drewna na rozpałke z komórki przyniosłam…

Dom zapisaliśmy z menżem synowi. Razem z wozem, ciongnikiem i krowami. Niedługo potem monż zmarł, a ja zostałam sama, w jednym pokoju naszego mieszkania. W pozostałej części domu mieszka syn z synowo i wnukamy. Nigdy nie powiedzieli: babciu, chodź, u nas troche posiedź, bendzie ci weselej…

     Synowa to babciu do mnie mówi. Zaraz po śmierci menża powiedziała: jak babcia sobie sama grobu nie zrobi, to my też go nie zrobimy, bo nie będziemy mieli za co. To babcia zrobiła. Porządny, elegancki grób. Taki jak chciałam. Synowej nic nie powiedziałam, ale co sobie pomyślałam, to moje. Czy musiała mi tak mówić? Psecie pieniondze na pogrzeb dostano…

    Bez lato to druga synowa co dzień woziła mnie do kapliczki. Dawałam jej na paliwo, bo samochód psecie na wodzie nie pojedzie. Posłuchałam mszy, popatrzyłam na ludzi i tak mi jakoś lzej było.

Jak słucham casem jak doktory, prawnicy, samo po szkołach towarzystwo mówio, że majo jedno lub dwoje dzieci i jeszcze kłopoty z tymi dziećmi, to mówie im: a ja prawdziwo rodzina mam, żeby nas było troche wiencej, bo nas i tak mało. Dzieci to najwienkszy majątek. Moje po dwa lata w jednej klasie nie siedziały. Kto chciał, to sie ucył. I wyucył, choć ja ciemny alfabet bez szkoły jestem.

   Kraść nie kradłam, osukiwać nie osukiwałam. To co więcej? Wiem, że ludzie mi w oczy mówio co innego, a poza oczy co innego. Zazdrość była i tyla! Bo gdzie nie poszłam, tam załatwiłam! I pieniondze były pod mojo podręko. Mama trzymała kase i finansowała! Cięzko było, bo wsysko na mojej głowie. Ale nie powiem, że monż był niedobry, nie… Nie gonił mnie, nie bił, nie wyzywał…

  Dziś co mi z tego, że mam ta emerytura? Jak nie ma zdrowia, to i synka nie idzie. Jak jest zdrowie, to i z kamienia chleba można jeść. W życiu się człowiek naucył skakać i płakać. Bieda naucyła…

     Była rodzina, była radość, były dzieci. A dziś? Dziś wsysko jest, ale nie tak, bo miłości pani ni ma! Gdyby te moje 14-letnie wnuki tak jak ja w ich wieku życie sobie musiały teraz ułozyć, to pani, one ciemne jak te krowy! Dzisiaj ludzie cekajo, aż im manna sama z nieba poleci. Dzisiaj to prane – nieprane, ale było maczane…

– I co? Mój komputer jeszcze dobrze pracuje?! – ucieszyła się, kończąc swoją opowieść i dotykając ręką głowy, a sprężyny łóżka, na którym siedziała, zawtórowały jej w tej radości. 

Niedawno dowiedziałam się, że moja przyszywana Babcia nie żyje. Zmarła jakiś czas temu. Jej córka, mimo że obiecała to swojej matce, nie powiadomiła mnie o pogrzebie…