Ostatniej woli ślad

Waldi najwyraźniej czuł, że wkrótce umrze. I było to o tyle dziwne, że on – zawsze twardo stąpający po ziemi – nie miał nigdy tego typu przeczuć. A zresztą jak miał je mieć, skoro wciąż żyła jego starsza siostra, Hanka. I wszystkim, z siedemdziesięciokilkuletnim Waldim włącznie, wydawało się oczywiste, że najpierw ona, a on to dopiero drugi jest w tej kolejce. Tymczasem wyszło zupełnie inaczej, mimo że – jak na dżentelmena przystało – kobiety zawsze puszczał przodem i nigdy nigdzie się nie pchał.

Nawet siedząc za kierownicą swojego mułka (tak pieszczotliwie nazywał leciwego mercedesa, który temperamentem nie dorównywał, niestety, właścicielowi). Cóż zrobić, wysłużony samochód poruszał się dzięki vervie, a Waldi od kilku lat wspomagał się wiagrą. Działała znakomicie. Raz tylko niebieskie tabletki narozrabiały tak, że zamiast u swojej Irki, wylądował na kardiologii.

Tym razem podjechał na Izbę Przyjęć sam. Mieszkał niedaleko, więc każde, nawet najmniejsze ukłucie w serduchu, zgłaszał w szpitalu. Czemu nie w poradni? Bo tam były jednak dłuższe kolejki.

Nie miał może serca jak dzwon, ale… dla krewnych był bardzo życzliwy i serdeczny. A dzięki poznanej z dekadę temu Irce jego serduszko pukało niemal jak w rytmie czacza.

Szczęśliwi byli bardzo. Jak się poznali i gdzie – nigdy nie opowiadał. Dość powiedzieć, że przypadli sobie do gustu na tyle, by w zgodzie i spokoju, w zdrowiu i w chorobie, spędzić ze sobą te wszystkie lata. Razem, choć osobno, bo Waldi mieszkał u siebie, a Irka niedaleko dzieci, którym pomagała w opiece nad wnukami. Mimo kilometrów, które ich dzieliły, a wcale nie było ich tak mało, pokazali, że miłość na odległość jest możliwa.

Waldi nie miał ani dzieci, ani wnucząt. Jego jedynak zmarł, nie zdążywszy postarać się o potomka. Czemu zatem nie zamieszkał z Irką? Czy tylko dlatego, że dzieci jego siostry opiekowały się Hanką zdecydowanie rzadziej niż on?

Zaczął się nad tym zastanawiać w drodze na Izbę Przyjęć. Nie przypuszczał, że zostanie w szpitalu. Nie wziął więc ze sobą nic oprócz dokumentacji medycznej.

Czy z sercem naprawdę zaczęło coś się dziać, czy do stanu przedzawałowego doprowadziły je godziny, które Waldi spędził na szpitalnych korytarzach, czekając na konsultację lekarską – tego krewni wujka, bo starszy pan, oprócz siostry, miał sporo siostrzenic i bratanków, się nie dowiedzą. Gdy wylądował na OIOM-ie, kruche żebra nie wytrzymały reanimacji. Zmarł kilka dni później.

Zostawił po sobie nie tylko smutek i żal z przedwczesnej – jak by nie było – śmierci, ale również „majątek”, którym dzieci jego rodzeństwa zainteresowały się jeszcze przed pogrzebem.

Mimo iż w mieszkaniu wujka znalazły na stole dokumenty, przygotowane dla notariusza i do USC, Irce nie zaproponowały nawet zdjęć starszego pana. Bo i po co, skoro nie była z rodziny?

Krewniacy Waldiego mieli teraz większe zmartwienie. Dopóki żył, mimo iż lekarze nie dawali mu większych szans, mówili jego starszej siostrze, że musiał w pilnej sprawie pojechać do Irki. Teraz trzeba było nie tylko zorganizować opiekę nad Hanką, ale i powiedzieć jej, że rosołku na kaczych szyjkach ukochany brat już jej nie ugotuje.