Bez przerzutów

Przez tych kilka dni, jakie upłynęły od momentu śmierci Ziutka do dnia jego pogrzebu, Małgosia schudła o dobrych kilka kilogramów. Najboleśniej troski minionych dni zapisały
się na jej twarzy, orając ją głębokimi, pionowymi bruzdami.

Jej mąż zmarł nagle, we śnie. Na tyle niespodziewanie, że nie była przygotowana na tę śmierć.

Ziutek zachorował kilka lat temu. Diagnoza była jednoznaczna. Guz. Nieoperacyjny. Bez przerzutów. Zalecono chemio- i radioterapię. Rokowania przez cały czas były takie same, czyli nie najlepsze. Ale i pacjent, i rodzina niczym ostatniej deski ratunku uczepili się dwóch wyrazów: „bez przerzutów”. I trzymali się ich aż do końca.

Lekarz powiedział Ziutkowi wprost: „Czeka pana dłuuugie leczenie”. A Ziutek – zamiast zastanawiać się nad tą długością – zaczął żyć nadzieją na wyleczenie. Nierychłe, ale
jednak! Przeżył w ten sposób dobre cztery lata…

Stan jego zdrowia nie poprawił się, ani nie pogorszył. Najbliżsi przyzwyczaili się do tego, że Ziutek jest co prawda poważnie chory, ale przecież jest. I to było najważniejsze!
Upały dały się we znaki wszystkim. Ziutkowi też. Poszedł do szpitala na podreperowanie stanu ogólnego i dla nabrania sił, nadwątlonych wysokimi temperaturami. Poleżał kilka
dni. Pomyślał, że dobrze by było wrócić do domu na imieniny ukochanej matki. W dniu jej imienin niby nic go nie bolało, i nic złego się nie zadziało, ale… Lekarze zostawili go na oddziale.

Im bliżej wieczora, tym bardziej tracił ostrość widzenia. Po ciszy nocnej zaczął już nasłuchiwać miarowego pikania zegara. Nie dzwonił po pielęgniarkę. Nie puścił telefonicznego sygnału do żony. Myślał, że to wszystko mu się śni. Obudzi się rano i znów będzie lepiej. Zmarł kilka minut po północy.

Rodzina wiadomość o jego śmierci skomentowała zdaniem: „Poczekał, aż się skończą imieniny matki…”

Babci Ziutka Małgosia tłumaczyła głośno i powoli trzy razy: zmarł we śnie. Tuż po północy. W czwartek ostatnie pożegnanie w kaplicy. W piątek pogrzeb. Staruszka słuchała tego
wszystkiego uważnie, ale na koniec i tak powiedziała: „Nie dam rady pójść nawet na mszę do kościoła. Trzymaj się, moje dziecko”.